Piszę do Ciebie, ponieważ chcę. Nie mogę uzewnętrznić moich myśli nikomu, bo nikt nawet nie miałby czasu zastanowić się, czy chce mnie w ogóle zrozumieć. Wiele rzeczy uważam obecnie za problematyczne, jestem sam i myślę o sobie, również o świecie. Nie wiem czy warto dodawać, że rozpocząłem nowe studia, że mam wielkie plany; istotne jest co innego, mianowicie fakt, iż zbieram siebie na nowo w jedną całość po tym wszystkim co zaszło. To już naprawdę może być dla Ciebie nudne, rozumiem to, nawet pewnie możesz odbierać to jako coś żałosnego. Jednak dochodzenie do siebie nie jest w moim wypadku czymś rutynowym, dochodzę bowiem do stanu naturalnego człowieka mocno ugruntowanego w poczuciu prawdy, którą zwykł doświadczać.
Ja
nie mam poczucia, tak jak Platon, że wszyscy zostali z tyłu a ja poszedłem naprzód. Wręcz przeciwnie. Mam wrażenie jakbym ja się ostał, jakbym się cęgami wstrzymywał przed jakąś wymuszoną podróżą, w której wszyscy nieuchronnie mają wziąć udział. Chyba kiedyś robiłem takie porównanie do umywalki, gdzie ludzie są kroplami spływającymi do zlewu - pojedyncze krople mają szanse zostać w miejscu, dopiero gdy się połączą to pojawia się ryzyko spłynięcia w dół. W najbardziej beznadziejnej sytuacji są oczywiście duże grupy bezwolnych kretynów, którzy bez ładu i składu, nieodpowiedzialnie panoszą się nieświadomi strasznych konsekwencji swych działań. Zdarza się, że upadek (moralny zapewne) jednej jednostki pociąga za sobą upadek drugiej i więcej.
Tak właśnie widzę to jak ludzie zapominają o swoim ziemskim powołaniu, po co tu są, o potrzebie szukania prawdy o sobie, o potrzebie zdystansowania w celu ujrzenia czegokolwiek. O potrzebie również brania tego świata na poważnie, bez wszechobecnej dziś błazenady. Ciekawi mnie oczywiście Twój pogląd na to wszystko, kiedyś o tym rozmawialiśmy.
Pozdrawiam Cię,
Piotr