Tolerancja braku tolerancji jest tchórzostwem." - Ayaan Hirsi Ali
dyskryminacja - ograniczanie przywilejów, praw, a nawet prześladowanie części społeczności, zwykle na tle rasowym, etnicznym, religijnym lub kulturowym
rasista - osoba, która wyznaje pogląd rzekomej wyższości jednych ras człowieka nad innymi
(Słownik Języka Polskiego)
W 1987 moi rodzice zdecydowali opuścić Polskę ze względów politycznych. Uważali że nie chcą żyć w systemie, który wykorzystuje swoich obywateli powodując biedotę i cierpienie. Było to dużo ryzyko, ale czystym szczęściem im - nam się udało przekroczyć granicę Austrii. Przez pierwsze dwa tygodnie żyliśmy zamknięci w obozie dla uchodźców "Flüchtlingslager Taiskirchen", z kratami w oknach, ochroną z ostrą amunicją patrzącą w naszym kierunku, zakazem wyjścia poza teren, i nie świadomością co nas czeka i jak długo tam będziemy. Spaliśmy na łóżkach wojskowych/polowych w hali z około sześćdziesiąt innymi uchodźcami z całego świata, odgrodzeni kocami i szmatami. Prywatność było obcym słowem. Ludzie z krzykiem i płaczem byli budzeni przez koszmary, przypominające z kąt uciekli. Proces przyznania nam stałego pobytu trwał ponad półtora roku. Jednak przez ten cały czas nie było żadnej pewności czy go dostaniemy. To jest okres kiedy nie wolno było rodzicom pracować, rząd Austriacki decydował gdzie mieszkamy i nas przeprowadzał co kilka miesięcy, w sumie siedem razy. Kwatery były tanie, w jednym nawet przez miesiąc tylko raz w tygodniu była woda; w innym w czwórkę dostaliśmy pokój jednoosobowy. Jedzenie dostawaliśmy przygotowane - kobiety przeważnie pomagały w kuchni. "Kieszonkowe" na miesiąc na osobę wynosiły tyle co teraz jest wartę 20 zł na polskie zarobki. Większość z nas szukało pracy na czarno - przeważnie to, czego inni nie chcieli robić za mniejsze pieniądze. Wszyscy (uchodźcy) mieliśmy te same problemy. Zdarzało się że niektórzy coś ukradli (tez z "naszego" polskiego grona); inni byli agresywni; z innymi były problemy wynikająca z nieporozumień. Dużo Austriaków było bardzo otwartych, miłych, gotów pomocy. Jednak inna część na nas patrzyła jak na coś gorszego: "Ausländerpack; Abschaum; Tschutschen; Gsindl; itp.", co w wolnym tłumaczeniu jest równo wartę "zagranicznymi wyrzutkami społeczeństwa i śmieciami"! Większość nie chciała mieć z nami do czynienia, bo "to nigdy nie wiadomo z takimi". Większość mojego dzieciństwa dorastałem ze świadomością, że jako Polacy, jesteśmy czymś gorszym. Byliśmy zawsze na straconej pozycji. Jednym z moich priorytetów było się nauczyć bezbłędnie i bez akcentu mówić po austriacku, aby po pierwszym zdaniu nie być deklasowanym jako (w niektórych przypadkach) "śmieć zagraniczny" i być traktowanym gorzej. Jak ktoś coś w szkole zepsuł, to palce nie jednego ucznia były kierowane na któregoś z nas - nas obcokrajowców. W gronie dorosłych nie było inaczej.
Mieliśmy szczęście, że nie odróżnialiśmy się wyglądem od ludzi na około, mieliśmy podobne tradycje i zaplecze kulturalne/religijne. Ludzie na nas nie zwracali uwagi - nie odczuwaliśmy dyskryminacji na ulicy. Był to też nasz świadomy wybór, aby zamieszkać w Austrii, więc staraliśmy się ile mogliśmy, aby nie "podpaść" i się integrować. Jednak "integracja" to jest iluzją, bo nikt swoich korzeni nie zapomina. Można tylko osiągnąć stan w którym sobie nie przeszkadzamy, obydwie strony tolerują różnice, nawet czerpią z nich korzyści. Patrząc na "Polonie" na całym świecie, Polacy są jak wszyscy inni obcokrajowcy poza swoim krajem: odnajdujemy swoich, podtrzymujemy nasze tradycje, trzymamy się naszego grona, mamy kilka przyjaciół krajowców, ale z reguły żyjemy swoje życia obok nich, nie jak oni (zawsze są wyjątki). Integracja jak to większość ludzi sobie ją wyobraża jest iluzją. Obcokrajowiec nie zamienia się w krajowca. Tylko jest proces dwustronny podczas którego się uczymy żyć bezkonfliktowo obok siebie. Druga a raczej trzecia generacja może zacząć twierdzić że są tubylcami.
Teraz sobie wyobrażam że pochodzę z bliskiego wschodu, mam inny kolor skóry, inny wygląd, inną religię, inne tradycje, inne pismo, dostosowany do innego klimatu, i innego stylu życia. Nie przyjeżdżam do Austrii lub Europy bo szukam czegoś lepszego, jednak bo wojna zniszczyła wszystko co posiadałem i już nie mam gdzie uciekać z moją rodziną. Jestem zmęczony, widziałem śmierć, gwałt, ludzi rozszarpanych na ulicy, i inne horrory wojny. Straciłem bliskich. Takich jak ja jest miliony, i wszyscy niechętnie opuszczamy nasz kraj, ale jest to jedyna opcja, aby uciec przed prawdopodobną śmiercią. My tej wojny tak samo nie chcieliśmy jak Europa swoich wojen - ale poza garstką polityków, większość z nas nie ma na to wpływu.
Przy takiej masie ludzi zawsze się znajdą źli, agresywni, desperaccy, nieobliczalni, nawet "terroryści" - z nerwami na końcu swoich sił. Głód, brak perspektyw, wędrówki tygodniami i życie w syfie, w jakiś tanich barakach, halach, lub namiotach tymczasowych, jeszcze pogarsza sytuacje. Do tego dochodzą Ci, którzy sprzedali wszystko co mają aby zapłacić za przewóz do Europy, gdzie są obiecywani pobyt i pracę, a zastają policję, pola namiotowe i groźbę deportacji. Wszyscy tacy będą potencjalnie stwarzali konflikty. Nie byli by ludźmi gdy by było inaczej. Ludźmi jak wszyscy inni na świecie, jak my. Jednak jest to mniejszość, na którą media szczególnie dokładnie patrzą, bo sensacje się zawsze dobrze sprzedają.
Mamy wybór (czy podczas tej wojny, czy innej): albo zamykamy granice dla uchodźców, albo im pomagamy przeżyć i sobie ponownie ułożyć życie. Gdy się decydujemy na pierwszą opcje, to musimy być świadomi, że jesteśmy współwinni za śmierć i cierpienie cywilistów. Druga opcja nie jest łatwa i wymaga współpracy wszystkich. Jednak pierwszy krok to jest zrozumienie, że jesteśmy wszyscy ludźmi i każdy z nas ma wady i zalety - osobiste jaki i na poziomie całych narodów.
Napisałem ten post i wybrałem język polski, bo jestem zaskoczony ile rasizmu, dyskryminacji, i braku tolerancji widzę w Polsce w ostatnich dniach na portalach socjalnych i innych mediach. Chciałbym tylko zauważyć i uświadomić, że wypowiedzi typu "Nie chcemy uchodźców w Polsce", co w większości jest równo warte wypowiedzi "nie chcemy muzułmanów w Polsce" jest dyskryminującą, w przełożeniu, rasistowską wypowiedzią, która podlega między innymi mentalności Hitlera, Hutu w Rwandzie, Ku Klux Klan-u, władz wspierających Apartheid w RPA, i teraz bardzo aktualne, ISIS-a. Nie wiem co jest bardziej straszne: ludzie którzy są tego świadomi, czy Ci którzy nie są.
Widocznie zapominamy lub nie jesteśmy świadomi, że to co się teraz w Syrii i podobnych krajach dzieje, też może trafić każdy inny kraj (i w przeszłości nas tez trafiło).
Pod koniec chciał bym jeszcze przypomnieć ubiegłoroczne referendum w Szwajcarii, w którym 50,3% populacji głosowało za ograniczeniem napływu obcokrajowców. Ciekawe w tym było, że szwajcarzy którzy żyli w środowisku z obcokrajowcami (duże miasta) w większości głosowało za napływem; małe miasta bez styczności z obcokrajowcami jednak się wypowiadały przeciw. Wyciągnijcie wnioski!
Jako podsumowanie mam nadzieje że pomogę co niektórym zrozumieć, że kraj, kultura, religia, i kolor skóry jest czymś, czego sobie nie wybieramy, tylko się w nich/z nimi rodzimy/w nich dorastamy. Nikt nie jest ani lepszy, ani gorszy na tle tych cech.